Złodziejka książek

By | wtorek, czerwca 02, 2015 2 comments
Jak niemal każde nieszczęście historia zaczęła się szczęśliwie.
Była sobie dziewczynka. Mieszkała w Niemczech, w czasach wojny. Kradła książki. Jej historię opowiedziała Śmierć.

niebo

Co to za książka! Fantastyczna! Zanim po nią sięgnęłam słyszałam wiele (dobrych) opinii. Dlatego z przekory zaczęłam czytanie z dystansem. I rzeczywiście, początkowo nie pochłonęła mnie tak bardzo. Poznajemy małą Liesel jak razem z matką i bratem przemierzają Niemcy w drodze do rodziny zastępczej. Zapytacie po co, skoro dziewczynka miała matkę, udaje się do przybranych rodziców. "Złodziejka książek" to opowieść pisana z perspektywy dziecka, więc na wiele odpowiedzi będziemy musieli poczekać, niektórych się domyślić, a są i takie, które pozostaną otwarte.

Liesel po pewnym czasie odnajduję się w nowej rodzinie. Poznaje wszystkich mieszkańców Himmelstrasse, biednej ulicy małego miasteczka w pobliżu Monachium. No i poznaje Rudy'ego. Wybucha wojna. Co niemieckie dzieci o niej myślą? Kim jest dla nich Hitler? I co się stanie, kiedy pewnego dnia do drzwi rodziców Liesel zapuka Żyd?

Tematyka "Złodziejki książek" wcale nie jest nowa. Ale wydaje się być tak świeża. Niesamowite jest postawienie w roli narratora Śmierci, która sama o sobie mówi:
A tak w ogóle to podoba mi się ludzka koncepcja kostuchy. Podoba mi się kosa. To naprawdę zabawne.
W tej książce słowa mają wielką moc. Liesel, która z wielkim trudem uczy się czytać jest na nie najbardziej zachłanna. Świetnym zabiegiem jest wtrącanie od czasu do czasu niemieckich słówek. Nawet jeśli nie lubicie albo nie znacie tego języka, myślę, że go docenicie. No i poznacie trochę niemieckich przekleństw, których uwielbiają używać dzieciaki grając w piłkę, czy mama Liesel.

Cała forma tej powieści jest niestandardowa. Oprócz używania w tłumaczeniu oryginalnego słownictwa, często wtrącane są fragmenty książek pisanych przez bohaterów, razem z ich rysunkami. Chronologia wydarzeń jest z premedytacją zaburzana. I wcale to nie osłabia efektu, jaki robią kolejne zdarzenia. "Złodziejka książek" to historia wyładowana emocjami. A mimo to, oszczędna w ich opisywaniu. Bo przecież czytelnik nie potrzebuje dziesiątków epitetów i setek opisów, żeby poczuć, że Liesel była w danym momencie szczęśliwa lub nie.

Inną zaletą tej książki jest jej, o ironio, prawdziwość. Historia przy całej swojej bajkowości wydaje się niesamowicie autentyczna. Jest też w jakimś sensie głęboka (chociaż uważam, że to słowo jest bardzo nadużywane dzisiaj). Markus Zusak stworzył piękną, wzruszającą książkę dla każdego. Dla mnie - rewelacja. 9/10.

A Wy znacie "Złodziejkę książek"? Może oglądaliście film? Przy okazji, zdjęcie wykorzystane w tekście nie jest przypadkowe, może ktoś zgadnie dlaczego wybrałam akurat takie?

                                                  
Złodziejka książek. Markus Zusak.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam książkę! Płakałam jak bóbr, a mało kiedy to robię. Film też był świetny. Jedna z moich ulubionych historii. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też : ) A co do filmu, to zastanawiałam się czy warto obejrzeć, bo po lekturze książki doszłam do wniosku, że trudno byłoby ją przedstawić na wielkim ekranie. Ale chyba najlepiej sprawdzić samemu, prawda : )

      Usuń