Kolejne spotkanie z literaturą angielską. Dziś na warsztat idą "Wielkie nadzieje" - powieść Charlesa Dickensa. Z jego twórczością spotkałam się już przy okazji "Opowieści wigilijnej" - jeszcze w czasach szkolnych, następnie przy lekturze znakomitego "Davida Copperfielda" oraz nieco gorszego "Oliviera Twista". Dickens uważany jest za jednego z największych moralistów swoich czasów. W swoich książkach zwraca uwagę na niesprawiedliwość społeczną, nieczułość, krzywdzenie dzieci. Moje dotychczasowe doświadczenia z jego utworami potwierdzają tę obiegową opinię. Czy "Wielkie nadzieje" wpisują się w ten schemat?
Otóż, upraszczając sprawę, nie do końca. Ale zanim spróbuję wyjaśnić dlaczego, kilka słów wprowadzenia. "Wielkie nadzieje" to ponad 500-stronicowa powieść, opisująca życie Pipa - biednego chłopca, przygarniętego po śmierci rodziców przez nieco oschłą siostrę i jej męża. Rutynę codzienności przełamuje dziwna wiadomość. Otóż ubogiemu chłopcu ktoś przeznaczył wielki majątek. Jak to wpłynie na jego życie? Pewnie sami się domyślacie, że zmieni je całkowicie.
W powieści jest wyraźny podział na bohaterów dobrych i złych. Białych i czarnych*. Myślą przewodnią jest docenianie tego co się ma, pochwała ciężkiej, uczciwej pracy, gloryfikacja wdzięczności, potępienie toksycznej miłości. Więc pozornie powieść wpasowuje się w ramki moralnego obrazka. Jednak, drugie dno tej powieści jest gorzkie. Czasem bywa za późno na przeprosiny. Dom do którego wracamy po długiej wędrówce bywa zmieniony. Nie wszystko da się naprawić.
Z jednej strony podobało mi się to, że powieść nie jest taka prosta. Jednak z drugiej... Brak w "Wielkich nadziejach" czegoś ponadprzeciętnego. Większość bohaterów jest antypatyczna, ich wybory, mimo, że tak ludzkie, drażnią. Atmosfera bagien, brudnego Londynu i wszechobecnych tajemnic bardzo przypominała mi "Marinę" Zafona. Tak jak i w opisywanych miejsca, tak i ja czułam się trochę duszno czytając "Wielkie nadzieje".
Czego jednak nie można odmówić tej powieści? Tego, że zmusza do rozmyślań. Co sami zrobilibyśmy zmieniając nagle swój status majątkowy? Czy potrafilibyśmy przestać kochać kogoś, kto ewidentnie nie chce być kochany? Czy odtrąciliśmy kiedyś troszczących się bliskich? To tylko kilka pytań, które nasunęły mi się pod wpływem lektury.
I za to daję jej 5/10.
Wielkie nadzieje. Charles Dickens.
*Ciekawe jest to, że jedna z postaci, pan Wemmick, w swojej osobowości zamyka cały przegląd charakterów dickensowskich. Jest dokładnie w połowie "zły" i w połowie "dobry", a ten podział rozkłada się nie tylko w czasie (w godzinach pracy widzimy jego gorszą stronę, inaczej jest w czasie wolnym) ale i w miejscu (i tu znów biuro budzi w panu Wemmicku same zły instynkty, natomiast w swoim domku - Zameczku jest to człowiek do rany przyłóż).
Mi też Dickens kojarzył się zawsze z "Opowieścią wigilijną" i "Olivierem Twistem", ale już "Davida Copperfielda" niestety nie miałam okazji przeczytać :( Szczerze mówiąc jeśli chodzi o "Wielkie nadzieje" to nastawiałam się na coś rewelacyjnego ;>
OdpowiedzUsuńJa też miałam spore oczekiwania, można powiedzieć wielkie nadzieje : ), jeśli chodzi o tę książkę ; )
Usuń