O najbardziej irytującej książce, jaką w życiu czytałam

By | poniedziałek, stycznia 18, 2016 Zostaw komentarz
Tak, tak, gdybym prowadziła ranking książek, które doprowadziły mnie do granic zirytowania "Sprzysiężenie osłów" wygrałoby bezkonkurencyjnie. Denerwujący był główny bohater - Ignacy. Tłusty, przemądrzały obibok, który żyje na utrzymaniu matki. Absurdalny był humor, który zamiast śmiechu powodował u mnie jedynie grymas na twarzy. Groteskowa akcja, język naszpikowany dialektem nowoorleańskim, pomieszanie z poplątaniem.


"Sprzysiężenie osłów" (lub "Sprzysiężenie głupców" w zależności od wydania) opowiada historię w zamiarze śmieszną. Bo i oto jesteśmy świadkami kolejnych katastrof w życiu Ignacego: jego prób znalezienia pracy lub zorganizowania partii politycznej z miejscowej bohemy. Zamiar może i słuszny, bo zdarzenia i osoby są rzeczywiście niedorzeczne. Ale każdy kto zobaczy chociaż cień rzeczywistości w tej przerysowanej historii będzie się bawił zdecydowanie mniej lub wcale. Pod etykietką "komedii" kryje się prawdziwy dramat. Dlatego lektura "Sprzysiężenia osłów" nie była dla mnie odprężającą rozrywką.

Zrozumcie mnie dobrze, to niezła książka. Związana jest z nią smutna historia - jej autor John Kennedy Toole popełnił samobójstwo po tym jak wydawnictwo nie zgodziło się wydać jego "Sprzysiężenia osłów". Wiedząc o tym, inaczej się ją odbiera. To zdarzenie kładzie się cieniem na całą opowieść. Autor miał duży potencjał, nawet sądząc tylko po tym jednym tytule. Jednakże nawet świetna historia wypełniona samymi antypatycznymi postaciami nie wzbudzi sympatii.

W tej książce było tyle goryczy, wewnętrznej pustki, głupoty! absurdu i bezmyślności, że wymęczyła mnie bardzo. Dlatego choć doceniam kunszt pisarski pana Toole, to jednak nie mogę jej ocenić na więcej niż 5/10. Nie poleciłabym również nikomu. Jedynym plusem było dla mnie zakończenie - cieszę się, że nie odpuściłam sobie w połowie (a chciałam).
                                         
Sprzysiężenie osłów. John Kennedy Toole.

0 komentarze: